Straż Obywatelska na Wawelu w styczniu 1945 r.

Armia Czerwona pod Wawelem, Kraków 1945 (Z archiwum Romualda Broniarka)

Maria Kazanowicz, I-voto Sendorek, II-voto Wolna

Opowieść rodzinna o Straży Obywatelskiej
na Wawelu w styczniu 1945 roku.

(Przypisy: Bolesław Wolny*)

 

(…) Dla nas, to jest dla Jerzego i dla mnie, zakończenie wojny było jednak niezwykłe. Jedyny nalot sowiecki na Kraków miał miejsce we środę 17 stycznia 1945 roku. Dnia 18 stycznia już po wysadzeniu mostu Dębnickiego przez uciekających Niemców, co zrobiło duże szkody: w dużym promieniu wyleciały szyby, futryny, nawet drzwi – Jurek postanowił zajrzeć do nas na Kordeckiego, czy się nam coś nie stało. (…)

Jerzy, idąc do nas przez ulicę Orzeszkowej (równoległą do Kordeckiego) został zatrzymany przez grupkę ludzi, którzy zachęcali go żeby poczekał, bo za chwilę zawiśnie polska flaga na Wawelu. I rzeczywiście tak się stało. Po latach będzie o tym składał zeznania w ZBoWiD [1], gdy odnajdzie go krawiec z ulicy Orzeszkowej, Władysław Rajpold, któremu chciano zawłaszczyć zasługę wywieszenia flagi.

Przyszedłszy do nas i skonstatowawszy, że się nic nie stało, namówił mnie, żebym poszła z nim na miasto, zobaczyć co się dzieje. Niemcy już wycofali się z miasta, Sowieci jeszcze nie weszli. Poszliśmy więc, kierując się przez ulicę Stradom do śródmieścia. Gdy znaleźliśmy się u stóp Wawelu, zrezygnowaliśmy z pójścia do miasta i gnani tęsknotą  –  tyle lat nie mogliśmy tam wejść  –  skierowaliśmy się na Wawel. Był potężny mróz, wczesne popołudnie, wkoło było pusto. Weszliśmy na dziedziniec wawelski. Tu u wejścia na schody poselskie stało parę osób: młody człowiek, jacyś starsi państwo, oraz pani, zatrzymali nas oświadczając, że teraz jest tu wstęp wzbroniony. Po chwili rozmowy starszy pan powiedział, że jest  kustoszem Wawelu z ramienia Delegatury Rządu Podziemia [2],  starsza pani, to jego żona, druga pani, to córka Solskiego [3], nie pamiętam jej nazwiska, a młody człowiek, to porucznik AK [4] Jan Pawłowski. Wszyscy są bardzo zmartwieni, bo wysadzenie mostu otworzyło wszystkie drzwi i oni nie wiedzą, co robić. Zanim sprowadzi się jakichś ślusarzy, minie jakiś czas, a tu już zachodzą szabrownicy. Wtedy Jurek oświadczył, że trzeba zorganizować straż i on pierwszy zgłasza chęć zostania na noc. Wkoło zgromadziło się parę osób. Podchwycono tę myśl. Ja też postanowiłam pozostać, z tym, że na prośbę Jerzego poszłam na plac Szczepański, zawiadomić Mamę, że on nie wróci na noc.