Po latach dowiedziałam się, że tę audiencję załatwiał hrabia Zygmunt Lasocki[11], który był wówczas ministrem odpowiedzialnym, gdyż Polska nie utrzymywała z Czechosłowacją stosunków dyplomatycznych na poziomie ambasad. Pan Lasocki w okupację był moim zwierzchnikiem w ROM (Rada Opiekuńcza Miejska, ekspozytura RGO). Historyk i prawnik z wykształcenia, członek PSL nazywany „zielonym hrabią”, był człowiekiem wielkiej dobroci i głębokim patriotą, ale nie nazbyt lubiący artystów. Gdy przypadkowo zagadaliśmy się, że moim Ojczymem był Ignacy Pinkas, powiedział mi, że to on załatwiał sprawę audiencji u Masaryka i dodał, mówiąc o Pinkasie, że „był to bardzo skromny człowiek”. Była to wielka pochwała z ust człowieka ogromnie „zasadniczego”.
„Wujcio” tęsknił za nami. Gdy przyszły imieniny Mamy, o szóstej rano, 22 lipca, profesor Szyjkowski, który właśnie przybył do Krakowa, wręczył Mamie róże kupione osobiście przez Ignasia w Pradze. W południe przyszły drugie kwiaty, zamówione telegraficznie z Pragi z kwiaciarni na ulicy Szewskiej. Była to kwiaciarnia, w której często kupował kwiaty do malowania, ale i z innych okazji, bo bardzo lubił sprawiać ludziom przyjemności. Na przykład, gdy wracałam do szkoły po dłuższej nieobecności, po chorobie, przyprowadzał mnie do szkoły z kwiatami dla wychowawczyni. W ogóle całe życie był człowiekiem bardzo eleganckim, toteż drażniło go w Czechach, że na przykład w lokalu żony podawały mężom płaszcze. Pewnego dnia przerwał to swoje „wygnanie” i wpadł na parę dni do Krakowa z walizką pełną prezentów. Pamiętam, że wtedy otrzymaliśmy nasze pierwsze zegarki. (…)
W 1931 roku, a więc gdy byłam w siódmej klasie gimnazjum, napisałam na prośbę mego nauczyciela i kierownika harcerskiego kółka esperantystek, artykuł o Janie Kochanowskim do „Pola Esperantisto”, z którego przedrukowały go różne zagraniczne czasopisma. Wzmiankę o tym z „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” wyciął dla mnie tatuś Ignaś i był bardzo ze mnie dumny. (…)