22 lipca 1945 r. w Bibliotece Naukowej „Książka na Śląsk” wypożyczono pierwszy polski tom w odzyskanym Wrocławiu. W tych latach nie było wątpliwości co do tego, że właściciel jest działaczem kultury. Nie było konkurencji między prywatną a państwową biblioteką. Nie kwestionowano praw Biblioteki do dyplomu „pioniera”. Prowadzący wypożyczalnię jest działaczem społecznym, który popiera młodzież akademicką udzielając jej pomocy w korzystaniu z b e z p ł a t n y c h prenumerat i fundując stypendia … (wypożyczalnia) zasługuje na to, by poprzeć ją jako przykład z d r o w e j inicjatywy prywatnej”. Podpis: St. Kulczyński, rektor Uniwersytetu i Politechniki we Wrocławiu. I dalsze listy: „Udzielał pomocy bezinteresownej reżyserom, artystom, muzykom i plastykom; zgodnie z opinią środowiska artystycznego i naukowego stwierdzam, że należy go zaliczyć do zasłużonych pracowników kultury”. Podpis: W. Porejko, naczelnik Wydziału Kultury Województwa. I wiele innych listów i dedykacji. Jest Tuwim, Fiedler, Żukrowski, Łoś. Są związki zawodowe, wydziały kultury, Polskie Radio, Archiwum Państwowe, ZPAP, teatry. I dużo, dużo listów od młodzieży szkolnej, studentów i robotników.
Właściciel księgozbioru przywiózł z Krakowa do Wrocławia w roku 1945 pierwsze 4 tysiące tomów. W kilka miesięcy później dalszych 14 tysięcy. W roku 1949 kwantum łącznie depozytami wynosiło 80 tysięcy woluminów. Prócz książek beletrystycznych – wiele dzieł naukowych, starodruków i bezcennych roczników pism.
W roku 1945 Biblioteka miała300 czytelników. W pięć lat później – 5018 plus 1040 b e z p ł a t n y c h prenumerat przyznawanych niezamożnym pracownikom kultury, studentom i robotnikom.
Przeciętna ilość dokonywanych wymian dochodziła do 800 dziennie. W latach 1948 i 1949 Biblioteka dokonała ponad pół miliona wymian książek.
W imię tych zasług dokonano… czterech eksmisji, podczas których łopatami ładowano książki na wóz. Skutki tych przeprowadzek można zobaczyć na Igielnej. Konfiskaty dzieł umniejszały księgozbiór o dalsze tysiące woluminów. Konfiskowano autorów wydawanych dziś w dużych nakładach.
Teraz na dzieła Prousta, Hemingwaya, Kawki, Szczuckiej, Huxleya leje się deszcz.
Jest dziś na Igielnej zaledwie 19 tysięcy książek uratowanych przez p. Kazanowicza. I tym właśnie niedobitkom zasłużonej dla kultury dolnośląskiej Biblioteki grozi ostateczna zagłada. Przecież sala czytelni zawali się lada dzień.
Nie ma wątpliwości, że eksmisja z lokalu Rynek 51 była – oględnie mówiąc – łamaniem praworządności. Po remoncie Bibliotece należało przydzielić albo ten, albo dać zastępczy lokal, choćby w Rynku nr 18.
Zabytkowy lokal z boazeriami, stiukami, filarami, kinkietami, o zabytkowo rozwiązanym wnętrzu, z artystyczną fasadą – przydzielono na kram warzywny. Apele właściciela Biblioteki kierowane do wszystkich władz terenowych, zaalarmowały również Ministerstwo Kultury i Radę Państwa, powodując nawet przyjazd „warszawskiej komisji”.
Cóż z tego, że p. Kazanowicz gościł na Igielnej coś około tuzina komisji przyrzekających mu szybką interwencję. Twierdzi, że dziś liczy już tylko na pomoc… dobrego Mikołaja.
Mam więcej jakoś więcej zaufania do MRN, która powinna położyć kres tej kłopotliwej dla Wrocławia sprawie. Apeluję o wspólną akcję wydziałów Kultury i Kwaterunku, oraz o życzliwość dla… tysiąca autorów wołających „SOS” spod zwisającego sufitu.
Czesław Ostańkowicz
PS Piszę w sprawie Biblioteki. Wołam o rehabilitację i sprawiedliwość dla zasłużonej i pionierskiej placówki kulturalnej. Jeżeli chodzi o sprawy właściciela, bibliofila i księgarza zaliczanego do przednich fachowców – na jego prośbę prostuję plotkę, jakoby p. Sergiusz zabiegał o stanowisko prezesa ligi antyalkoholowej i starał się o powierzenie mu kierownictwa żeńskiego pensjonatu.
(„Nowe Sygnały” nr 12/1956, s. 11, z dnia 25 grudnia 1956 r.).